Moje świadectwo:
http://www.stopaborcji.pl/index.php/269-zabijaja-dmawiajac-prawa-do-zycia-chorym-tymczasem-swiat-jest-z-nimi-piekniejszy
---------------------------------------------------------------------------
http://www.stopaborcji.pl/index.php/269-zabijaja-dmawiajac-prawa-do-zycia-chorym-tymczasem-swiat-jest-z-nimi-piekniejszy
---------------------------------------------------------------------------
„Będę stosował zabiegi lecznicze wedle mych możności i zdolności ku pożytkowi chorych, broniąc ich od uszczerbku i krzywdy.
Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie. W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją.”
To, że mogę pisać o wartości życia ludzkiego, jest dla mnie bardzo ważne. Szczególnie w kontekście własnego życia. Życia na wózku inwalidzkim. Może pokrótce się przedstawię. Prawie od urodzenia choruję na dziecięce porażenie mózgowe. Urodziłam się zdrowa. Kiedy miałam dwa tygodnie życia zachorowałam na zapalenie płuc, dwukrotnie przeszłam śmierć kliniczną. Lekarze nie dawali mi szans na przeżycie. Jednak dzięki Bożej Opatrzności żyję i jestem bardzo szczęśliwa,
„Kiedy Pan Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno”- ten cytat z wiersza ks. Jana Twardowskiego sprawdza się w moim wypadku w całej rozciągłości. Pan Bóg otworzył (i ciągle otwiera) okno mojego życia! I to na całą szerokość! Mimo choroby udało mi się ukończyć liceum plastyczne, zdać maturę, obronić pracę dyplomową. Jestem malarką. Maluję ustami.
Piszę o tym dlatego, żeby pokazać, że choroba nie przeszkadza w realizacji własnych marzeń i pragnień. Choroba temu nie przeszkadza ani nie uniemożliwia.
Na początku swojej wypowiedzi umieściłam fragment tekstu przysięgi Hipokratesa. Jest to tekst oryginalny. Hipokrates – lekarz grecki, jeden z najwybitniejszych prekursorów współczesnej medycyny, obdarzony przydomkiem "ojca medycyny”, urodził się ok. 460 r. p.n.e. Nadrzędną zasadą jego leczenia było nieszkodzenie choremu „ primum non nocere” – po pierwsze nie szkodzić.
Dziś Przysięgę Hipokratesa zastąpiono tzw. „przyrzeczeniem lekarskim” a lekarze nie zawsze wykonują swój zawód – powołanie „w czystości i niewinności”.
W bardzo wielu szpitalach w Polsce i na świecie dokonuje się aborcji nienarodzonych dzieci. Legalnie. W świetle prawa! W szpitalach które powinny być oazą pomocy, ochrony i szacunku dla życia, zabija się dzieci. Chore dzieci. Zabija się zamiast leczyć! Morduje się z zimną krwią. W białych rękawiczkach, w gabinetach lekarskich dokonywane są zbrodnie ludobójstwa. Lekarz powinien leczyć ludzi. To oczywiste. Leczyć. Pochylać się nad cierpieniem innych, pomagać. Nie zabijać. Czy lekarz który zabija dziecko pod sercem matki zasługuje na miano „lekarza”? Czy w ogóle zasługuje na miano człowieka? Dziś usiłuje się mam wmówić, że życie ludzkie nie zaczyna się od chwili poczęcia a chory „płód” to tylko problem dla matki, dla rodziny, dla społeczeństwa. Więc lepiej usunąć. Pozbyć się problemu. Lepiej zabić niż potem leczyć, wychowywać, kochać. Nie dajmy sobie tego wmówić! Bo to nieprawda! Życie zaczyna się od poczęcia. Powstaje drugi człowiek. Nowa istota. Dziecko. Od poczęcia. I od tej chwili ma prawo do życia, do opieki, do leczenia. Każde dziecko. Tym bardziej dziecko chore, niepełnosprawne. Takie dziecko, życie takiego dziecka, powinno być szczególnie chronione. Nie zabijane bo tak łatwiej, bo prościej. Humanitarniej. Jestem osobą wierzącą i jako taka jestem przekonana, że dawcą każdego życia jest Bóg i tylko On może to życie odebrać, zakończyć. Nikt inny. Tylko On. Aborcja jest zabójstwem. Morderstwem. Grzechem przeciwko 5 przykazaniu. Może najokrutniejszym bo popełnianym na najmniejszych, na najbardziej bezbronnych. Co czuje lekarz kiedy dokonuje aborcji? Kiedy wbija się ostrym narzędziem w ciało kobiety i wyrywa z niej kawałki ludzkiego ciała? Rączki, nóżki. Może słyszy odgłos łamanych, miażdżonych kości, bicie maleńkiego serduszka? Może widzi buzię wykrzywioną w niemym krzyku? Może widzi cudzą krew na rękach… Co czuje wtedy lekarz? Coś czuć musi. Prawda? Czy zastanawia się nad tym co robi? A może robi to już tyle razy, że nic nie czuje. Może wykonuje swoją „pracę” rutynowo. Automatycznie. Jak płatny zabójca. A może działa pod presją otoczenia, środowiska. Może działa jak maszyna, jak robot. Może nie ma już odruchów człowieczeństwa w sobie. Może już odruchowo zadaje pacjentce w stanie błogosławionym pytanie: „ to co? Usuwamy?” Może trzeba przypomnieć mu, że to co robi jest złe. Okrutne. Straszne. Nie zgodne z etyką lekarza. I człowieka. Może trzeba uświadomić mu to na nowo. Przypomnieć przysięgę Hipokratesa i jego zasadę po „pierwsze nie szkodzić”. Może to obudzi jego sumienie i uświadomi sobie od nowa że jego nadrzędnym obowiązkiem i powołaniem jest służyć życiu, chronić je, leczyć, otaczać opieką. A nie zabijać.
Czy życie nieuleczalnie chorych ludzi ma sens ? Czy życie ludzi starych i niedołężnych ma sens ? Czy życie ludzi , którzy potrzebują ciągłej opieki i pomocy ze strony zdrowych ma sens? Czy moje życie ma sens ?
Kiedy się nad tym zastanawiam , zawsze dochodzę do takiego samego wniosku - MA SENS !
Znam wiele osób chorych , bardziej niż ja, którzy wymagają stałej pomocy innych ( sami nic nie są w stanie zrobić) .Można powiedzieć , że są od nich (fizycznie ) uzależnieni. Wydawałoby się, że oni powinni być pogrążeni w rozpaczy , smutku, że powinni być załamani… Tymczasem oni tryskają humorem , werwą i chęcią życia! Ja znam swoje ograniczenia, wiem co jestem w stanie zrobić a czego nie. I chyba właśnie to nauczyło mnie cieszyć się że wszystkiego co mam . Ze wszystkiego co mogę zrobić sama. Nauczyłam cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą . Często się śmieję tak sobie , z niczego , ‘’jak głupi do sera’’. Jakby ktoś by wtedy na mnie popatrzył to na pewno pomyślałby , że czegoś mi brakuje. Jednak ja już dawno przestałam się przejmować tym co pomyślą o mnie inni. Uważam , że życie to bezcenny dar, dany człowiekowi na chwilę .
Często sobie rozmawiamy z mamą o tym, że czas tak szybko leci -‘’niedawno była wigilia a już minął rok i zaraz będzie znowu…’’, że ‘’ taka pogoda smutna, że się nic nie chce… Kiedy powiedziałam , że mi też się nic nie chce, mama spojrzała na mnie zdziwiona.
-‘’ Tobie się nic nie chce ?! Ty masz w sobie tyle werwy, że aż dziwne… więcej niż ja . A przecież siedzisz 38 lat na wózku inwalidzkim .’’
Chciałam się jeszcze podzielić moją radością. Wielką radością. Moje dzieciątko, które duchowo adoptowałam urodzi się w piątek, 27 kwietnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz