31 sierpnia 2012

Kobieta znalazła na ulicy i pochowała ponad 4 000 (słownie: cztery tysiące) wyabortowanych i porzuconych dzieci

Jak relacjonuje portal Life Site News, pewnego dnia 74-letnia Pham Thi Cuong wybierała się do lokalnego marketu, kiedy nagle zobaczyła leżącą na chodniku plastikową torbę, wokół której latały muchy. Nieoczekiwanie, torba poruszyła się, kiedy staruszka przechodziła obok. 
W pierwszej chwili Cuong pomyślała, że jakaś miejscowa rodzina porzuciła zwierzęta - psy lub koty. Już chciała zignorować ten fakt, ale coś kazało jej zawrócić. Podniosła tajemnicze znalezisko, a widok jej zawartości przyprawił ją o zawroty głowy. W torbie znajdował się wciąż żywy noworodek. - Jego ciało było koloru czarnego i niebieskiego, chodziły po nim mrówki. To był dla mnie bolesny widok - wyznawała kobieta w rozmowie z "VnExpress". 
Cuong próbowała uratować życie dziecka, szukając rozpaczliwie matki karmiącej  piersią, która mogłaby uratować malucha, ale nie udało się. Dziecko zmarło. To właśnie wtedy staruszka poczuła, że ma w swoim życiu misję.
Jak relacjonuje portal pro-life, kobieta pokonuje teraz rowerem do dziesięciu kilometrów każdego dnia, szukając ciał porzuconych lub wyabortowanych dzieci. Następnie myje zwłoki i organizuje im pogrzeb na miejscowym cmentarzu. Jak sama mówi, "aby ich dusze mogły znaleźć spokój". 
Niestety, jej poszukiwania są "owocne" (choć nie jest to chyba najlepsze sformułowanie). Do tej pory, pochowała ponad 4 000 (słownie: cztery tysiące) takich dzieci. Cuong przyznaje, że często znajduje ciała dzieci w plastikowych workach, porzucone na śmietnikach. Często przy zwłokach kręcą się głodne zwierzęta.
Kobieta przyznaje, że taki widok jest dla niej wstrząsający, ale zawsze przypomina sobie o losie nienarodzonych i porzuconych dzieci. - W swoim i tak bardzo krótkim życiu zostały opuszczone przez najbliższych, pozostawione nawet bez miejsca do spoczynku po śmierci. Właśnie dlatego nadal próbuję doprowadzić je do domu - mówi staruszka.Cuong z wiekiem jest coraz słabsza, znajomi mówią jej, że traci swój czas, bo powinna bardziej zadbać o siebie . Okazuje się, że nie wszyscy. Jak donosi "VnExpress" ludzie przychodzą patrzeć na kobietę, która jest dla nich prawdziwym aniołem. Pewien mężczyzna postanowił nawet dołączyć do staruszki i pomóc w jej misji.Jak zauważa John Jalsevac, historia Cuong jest bardzo podobna do Lou Xiaoying, ubogiej chińskiej kobiety, która znalazła 30 żywych niemowląt porzuconych na śmietniku. Kobieta nie dość, że uratowała maluchom życie, zopiekowała się nimi jak własnymi dziećmi. - Te dzieci potrzebują miłości i opieki - powiedziała kobieta. - One wszystkie oznaczają cenne ludzkie życie. Nie rozumiem, jak ludzie mogą opuścić tak delikatne istoty, jakimi są dzieci, na ulicy - dodała.
Czy można dodać coś jeszcze? Nie pozostaje nic innego, jak zgodzić się z sąsiadami odważnej staruszki, która ryzykuje własnym zdrowiem, a nawet życiem, aby zapewnić godny pochówek zamordowanym i porzuconym dzieciom. Ta kobieta to prawdziwy anioł. Warto zwrócić uwagę, że bohaterka z Wietnamu nie czyni sztucznego podziału: płód - porzucony noworodek. Wszystkie dzieci traktuje jak istoty ludzkie, którym należy się godne pożegnanie, niezależnie od wieku. Z dedykacją dla rodzimych lewaków i ich autorytetów.

Aleksander Majewski

 / fronda.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz